1156. „Mnie płynąć, płynąć, płynąć”…

„Dzięki” pracy mniej teraz czasu na spacery, wielogodzinne błądzenie w poszukiwaniu nowych kadrów i zwykłe wylegiwanie się na słońcu. Tym bardziej staram się korzystać z popołudni i weekendu – zwłaszcza, że znów upalnie i błękitnie, pogoda jaką lubię. W czwartek drugi już raz do Zachęty, gdzie zdjęcia na wystawie i klatce schodowej; w piątek Muzeum Literatury i wnętrza kościołów (św. Kazimierza, św. Jacka, seminaryjnego) – przepiękne światło wprost na fronton Teatru Wielkiego też uwieczniam. W sobotę i niedzielę eksploracje nieznanej niemal tamtej strony Wisły – Stara i Nowa Praga, Szmulowizna. Ciekawe wszystko wielce, lecz obraz zapuszczenia straszny. Skupiam się na podwórkach z kapliczkami – na prośbę starszego pana przeskakuję ogrodzenie wokół jednej z nich i ustawiam prawidłowo obrazek Matki Boskiej. Wszędzie ceglane ściany, psie gówienka, papier toaletowy na chodnikach, stare fabryki i pijaczki w bramach. „Jebany pedał!” krzyczą mi z samochodu – sęk w tym, że „niejebany”, a „pedał” też bardziej w marzeniach (swoich) oraz odbiorze (innych – lecz nie gejów). O Brzeskiej dopiero po powrocie czytam, że strasznie niebezpieczna – ja przeżyłem… Pomnik Dywizji Kościuszkowców z balonem Orange pod żołnierską ręką; odpoczynek na plaży z widokiem na Starówkę, przepłynięcie się promem, jak zwykle Plac Zamkowy, detale Pałacu pod Blachą, kolumna Zygmunta jako czarny słup na tle wieczornego nieba, w ostatnich blaskach słońca… Dużo i intensywnie; używam – tak, jak umiem…

„– Więc wędrujesz? To dobrze. Piękne wybrałeś sobie życie, mój sokole. Tak trzeba: wędruj i patrz, a kiedy się napatrzysz – połóż się, umrzyj, i koniec.
Życie? Inni ludzie? – ciągnął dalej, sceptycznie wysłuchawszy mego sprzeciwu wobec słów »tak trzeba«. – Eche! A co cię to obchodzi? Czy ty sam nie jesteś życiem?”

[Maksym Gorki, Makar Czudra. Przeł. J. Jędrzejewicz].